Ćwiczenia i zdrowe słodycze - co warto wiedzieć?

Większość z nas ma taki moment, gdy patrzy w lustro i stwierdza: „Muszę coś z sobą zrobić”. Działa to na nas różnie. Czasami jesteśmy gotowi do podjęcia działań od razu, czasami mówimy sobie „zrobię to jutro”, a kartka z napisem „jutro” wędruje na lodówce z wiadomym efektem. Jednak nierzadko jest tak, że za trzecim, czwartym, piątym razem realnie czegoś próbujemy. Wtedy napotykamy pierwsze schody na naszej drodze na wyśniony szczyt. Jak sobie z tym radzić? Kilka rad w poniższym tekście.

Nastawienie

Podstawowy problem to nie tylko zakwasy i znalezienie czasu. Paradoksalnie same ćwiczenia nie zabierają przecież go tak wiele. Czas zabiera zbudowanie motywacji do ich wykonania i… stworzenie diety. Teoretycznie jakąś dietę ma każdy z nas. Raz lepszą, raz gorszą, ale jakąś, bo to de facto nawyki żywieniowe. Więc nie taki diabeł straszny jak go malują. Taka sprawa jak zdanie sobie z tego sprawy pomaga z obłaskawieniem tego groźnego zwierza. Nasz umysł to klucz na każdym etapie naszej wcześniej wspominanej „drogi na szczyt” i to TRZEBA zapamiętać. Tu wtrącenie: gdybym był tytułem tabloidu, to słowo „trzeba” miałoby wszystkie możliwe podkreślenia i wytłuszczenia, a po nim byłby myślnik i zdanie o tym, że lekarze mnie nienawidzą, bo odkryłem jeden prosty… I tak dalej. Jednak tutaj nie byłoby straszną przesadą, bo wygrać z problemami własnego ciała możemy tylko skoncentrowanym (na celu) umysłem. Jeśli będziemy postępować zgodnie z własnym planem, nawet jeśli nie będzie on morderczy (tym lepiej!), to efekty się pojawią i będą po pewnym czasie zauważalne.

Zdrowe słodycze? Tak one istnieją. Na szczęście.

Pierwszą i podstawową kwestią naszego magicznego planu na nowe życie, musi być dieta o której wspomniałem. Ta nie powinna być katorgą, a sposobem na codzienność. Tym samym – nie rezygnujemy ze wszelkich spożywczych przyjemności, tylko powoli się od nich odzwyczajamy. Nie mówimy sobie „nigdy więcej coli!”, tylko pijemy ją coraz rzadziej i znajdujemy zamienniki. I tu wchodzą na scenę (śród)tytułowe zdrowe słodycze. Nie jest sekretem, że nasz mózg kocha słodkie rzeczy. Cukier uzależnia, ale nie tylko cukier w swej najprostszej postaci jest źródłem słodkiego smaku. Istnieje ogrom zamienników. Zamienników, które dzięki coraz większej wiedzy o ludzkim ciele, jesteśmy w stanie spożywać bez uszczerbków na zdrowiu, a które zastępują nam właśnie coś zdecydowanie niezdrowego. Ze zdrowymi słodyczami, przechodzimy jedną z najpoważniejszych barier żywieniowych – oszukujemy umysł, że nadal sobie folgujemy, ale tak naprawdę zmieniamy podawany pokarm na ten który jest dla nas bezpieczny i robimy kolejny krok na naszych schodach.

Nie walcz! Ewoluuj.

Inne zmiany nie przyjdą tak łatwo, bo o ile zdrowymi słodyczami łatwo jest zastąpić te niezdrowe, o tyle już wszelkie fast foody są tak skrojone pod nas, że wymiana ich na inne jedzenie jest już bardziej problematyczna. Bierze się to nie tylko z ich smaku, pompowanego chemicznie na wszelkie sposoby, ale też z racji wygody i czasu – są relatywnie tanie, łatwo dostępne i obniżają nam liczbę godzin spędzonych na obowiązkach domowych. Tu jest klucz: działamy tak jak z innymi rzeczami pod względem sposobu odstawienia. Powoli, po trochu, tworzymy standard, a nie chwilowy reżim, który zrzucimy z siebie jak niewolnicy łańcuchy, gdy tylko uznamy, że to koniec złych czasów i teraz hulaj dusza, piekła nie ma. Przy fast foodach musimy do tego dołożyć wolę poświęcenia. Poświęcenia kawałka dnia, na przygotowanie równie dobrego jedzenia (nie ukrywajmy: te wszystkie kebaby i burgery SĄ dobre, inaczej to nie byłby problem). Jest mnóstwo pysznych potraw, ale żeby je przygotować, musimy zwiększyć swoją wiedzę, parę razy się symbolicznie przewrócić przy pichceniu czegoś nowego i badać nowe smaki. Niekoniecznie od razu będziemy tworzyć zapiekanki z tuńczykiem i ananasem, ale odkrywanie samych siebie jest jednym z potrzebnych elementów naszej drogi. Clou sprawy będzie przestawienie codziennych nawyków na rzecz działań w naszej kuchni. I to ta kuchnia i tam spędzone popołudnia będą większym udziałem w przysłowiowych nowych nas, niż te w siłowniach i na bieżniach.