Powódź we Wrocławiu 1997: Gdy woda zalała 40% miasta
W lipcu 1997 roku Wrocław zmierzył się z jednym z najtrudniejszych momentów w swojej historii – Powodzią Tysiąclecia. Wielu mieszkańców do dziś pamięta dramatyczne chwile i niezwykłą solidarność, która połączyła całe miasto. Oto opowieść o wydarzeniach, które na zawsze zmieniły Wrocław.

Fala kulminacyjna i jej tragiczne skutki

12 lipca 1997 roku fala kulminacyjna dotarła do miasta, zalewając niemal 40 proc. jego obszaru. Woda wdarła się do domów, niszcząc mienie i zmuszając mieszkańców do ewakuacji. Ulice, które na co dzień tętniły życiem, zmieniły się w rzeki. Widok mężczyzny w spychaczu, przewożącego w łyżce pojazdu kobiety w letnich sukienkach przez zalaną ulicę Piłsudskiego, stał się symbolem tych dni.

Walka o każdy skrawek miasta

Mieszkańcy miasta zorganizowali się w błyskawicznym tempie, by stawić czoła żywiołowi. Przez wiele godzin napełniali worki z piaskiem, starając się ograniczyć dostęp wody. Według szacunków Urzędu Miejskiego, w akcję zaangażowano od 300 do 480 tys. worków. Na Biskupinie udało się uratować część terenów, jednak w wielu innych miejscach woda niestety wygrała tę nierówną walkę.

Niesamowita atmosfera i poczucie wspólnoty

Pomimo dramatycznej sytuacji, atmosfera w mieście była pełna wzajemnej życzliwości i pomocy. Ludzie, którzy wcześniej się nie znali, zaczęli mówić sobie na „ty” i pomagać w najróżniejszych sprawach. W odpowiedzi na pytanie „Jak ci się powodzi?”, często można było usłyszeć humorystyczne „Nie przelewa mi się”, co pokazywało, że duch miasta nie został złamany.

Obrazy z tamtych dni

Wspomnienia z tamtych dni są wciąż żywe w pamięci mieszkańców. Helikoptery krążące nad miastem, ciężarówki wypełnione workami z piaskiem, zalane samochody oraz zmienione nie do poznania ulice – to obrazy, które pozostaną na zawsze. Dzięki dokumentacji fotograficznej możemy dziś wrócić myślami do tych dramatycznych, ale i pełnych nadziei chwil.

Grille na dachach i inne niezwykłe sceny

Brak prądu zmusił mieszkańców do kreatywności. Na dachach wielu budynków odbywały się grille, ponieważ lodówki przestały działać, a mięso trzeba było szybko spożytkować. Na osiedlach, takich jak Kozanów, mieszkańcy wyprowadzali psy na łącznikach między blokami, co w normalnych warunkach byłoby nie do pomyślenia.

Powódź z 1997 roku była niewątpliwie jednym z najtrudniejszych momentów w historii miasta, ale także pokazała niesamowitą siłę i solidarność jego mieszkańców. To wydarzenie na zawsze pozostanie w pamięci tych, którzy wtedy tutaj byli.


Źródło: Urząd Miasta we Wrocławiu