Gdzie kończy się komedia - jak "Sami swoi" wyciszył trudne początki na Ziemiach Odzyskanych

Wrocław pamięta, że za śmiechem z ekranu kryły się inne historie. Film Sylwestra Chęcińskiego oswaja powojenną rzeczywistość, ale wiele bolesnych wątków zostało pominiętych — od sąsiedzkiego współżycia z Niemcami po grabieże i zabójstwa. Z drugiej strony dokumenty i relacje mieszkańców regionu pokazują, że codzienność była daleka od sielanki.
- Film “Sami swoi” jako kadr powojennej codzienności
- Wrocław i okolice - dokumenty i relacje mówią inne historie
Film “Sami swoi” jako kadr powojennej codzienności
Komedia z 1967 roku pokazuje przybycie przesiedleńców zza wschodniej granicy do poniemieckich domów na Dolnym Śląsku przez pryzmat humoru i rozwiązywania konfliktów sąsiedzkich. Reżyser Sylwester Chęciński i jego bohaterowie oddają atmosferę adaptacji — od oswajania nowego pieca i elektryczności po przywiązanie do konia i domowych rytuałów.
Bohaterowie filmu mówią prostym, barwnym językiem — ich słowa oddają tęsknotę i dezorientację:
“Teraz to można wierzyć, że my w domu”
— mówi babcia Pawlakowa, gdy pierwszy raz kładzie się na nowo zbudowanym piecu.
W filmie znajdują też odbicie lęki związane z nowym miejscem, od obco brzmiących napisów po nieznane zwyczaje:
“Oj, tatko, gdzie my trafili? A może to już nie Polska?”
— wypowiada Witia, konstatując obcość krajobrazu i języka.
Jednak kino nie pokazuje wszystkiego. W komedii zabrakło miejsca na przymusowe współzamieszkiwanie z niemieckimi lokatorami, skomplikowane procedury wysiedleń czy brutalne ekscesy żołnierzy. Film spaja doświadczenia ekspatriantów humorem i prostymi kontrastami — to ułatwia odbiór, ale zaciera część historycznej prawdy.
Wrocław i okolice - dokumenty i relacje mówią inne historie
Źródła archiwalne i relacje osadników z regionu podnoszą głosy, które nie zmieściły się na ekranie. Według spisu ludności z lutego 1946 roku na terenie obecnego powiatu wrocławskiego mieszkało 46 792 osób deklarujących niemiecką narodowość, podczas gdy Polaków było około połowy tej liczby. Lokalny przykład pokazuje skalę przemian: w Kobierzycach z 546 mieszkańców tylko 136 stanowili Polacy.
Pierwsi przybysze często zajmowali domy, w których wciąż mieszkali dawni właściciele. Relacje są różne — od współpracy po otwarty konflikt. Jeden z przesiedleńców wspomina lata wspólnego mieszkania i żalu Niemców wywożonych z ich domów:
“Jeszcze rok czasu mieszkaliśmy razem. Ja mieszkałem w tym pokoiku na górze, a oni na dole. My się z nimi nie kłócili, w polu razem robiliśmy wszystko, nie było żadnego problemu. Tu był wójt i sołtys i wyznaczał Niemców do wysiedlenia. Sołtys ich zawiadamiał. Ten mój Niemiec to płakał. Poszedł tu wkoło, pochodził i płakał. No przecież to tyle lat na swoim.”
— relacja Władysława Paszkowskiego z Domanic.
Brak aprowizacji i dewastacje gospodarcze potęgowały poczucie tymczasowości. W gminach takich jak Katarzyn (Święta Katarzyna) i Długołęka dokumenty urzędowe wskazują, że nowo osiedleni nie otrzymywali niezbędnych zapasów, a czasem gospodarstwa przekazywano bez zboża czy inwentarza. Rosyjskie wywózki koni czy kradzieże na trasie powrotu z prac w Niemczech były częstym doświadczeniem.
Najbardziej dramatyczne wydarzenia także znalazły potwierdzenie w aktach: między sierpniem 1945 a lutym 1946 na terenie gminy Katarzyn żołnierze radzieccy zamordowali sześć osób. W innych dokumentach odnajdujemy opisy nocnych napaści i grabieży dokonywanych przez uzbrojonych napastników w mundurach, które dla miejscowych oznaczały realne niebezpieczeństwo i rosnącą bezradność wobec przemocy.
W efekcie wielu przesiedleńców nie poczuło pełnej własności nad przydzieloną ziemią i domem. Niemieckie napisy na solniczkach czy tablice nagrobne z obcymi nazwiskami przypominały o przeszłości tych miejsc. Historyk Norman Davies ujął to dosadnie:
“Ich los był równie tragiczny jak dola wypędzonych Niemców, których ziemię i mienie z takimi oporami przyjęli. Ich sytuację można podsumować trzema słowami: apatia, alkoholizm, alienacja.”
— Norman Davies, “Mikrokosmos. Portret miasta środkowoeuropejskiego”.
Słowo “oswajanie” w tym kontekście ma więc podwójne znaczenie: z jednej strony to proces adaptacji widoczny na ekranie, z drugiej — ciąg trudnych, często przemilczanych doświadczeń, które dokumenty i osobiste wspomnienia przywracają do pamięci.
na podstawie: Starostwo Powiatowe.
Autor: krystian