Policjanci z Grabiszynka zatrzymali nietrzeźwego kierującego. Najpierw zareagował przypadkowy świadek i wyciągnął mężczyźnie kluczyki ze stacyjki. Gdy policjanci sprawdzili stan trzeźwości mężczyzny, okazało się, że ma w organizmie ponad 4 promile alkoholu. Mundurowi nie dali się nabrać na jego tłumaczenia, jakoby to nie on prowadził pojazd. Za jazdę w stanie nietrzeźwości będzie teraz musiał odpowiedzieć przed sądem.

Policjant ogniwa patrolowego i dzielnicowy z Komisariatu Policji Wrocław Grabiszynek otrzymali zgłoszenie dotyczące podejrzenia nietrzeźwego kierującego. Funkcjonariusze włączyli sygnały pojazdu uprzywilejowanego i ruszyli we wskazane miejsce. Zastali tam świadka, który opowiedział im przebieg zdarzenia. Mężczyzna powiedział też, że wyciągnął kluczyli ze stacyjki pojazdu i w ten sposób uniemożliwił kierującemu dalszą jazdę.

Policjanci podeszli od samochodu, który zaparkowany był na terenie jednej z firm. Na fotelu pasażera osobowej Toyoty siedział mężczyzna w średnim wieku. Był mocno nietrzeźwy. Jego mowa była bełkotliwa i czuć od niego było wyraźną woń alkoholu. W samochodzie leżały porozrzucane butelki po alkoholu. Policjanci zaczęli niełatwy proces komunikowania się z mężczyzną. Pomimo wyraźnych trudności w formułowaniu zdań, mężczyzna wykoncypował pewne wytłumaczenie. Policjantom powiedział, że to nie on prowadził samochód. To takie proste - za kierownicą miał siedzieć ktoś inny. Funkcjonariusze cierpliwie wysłuchali tłumaczeń i założyli mężczyźnie kajdanki na ręce. Mundurowi oglądali wcześniej zapis monitoringu i dokładnie widzieli, że to on prowadził. Potwierdził to również świadek zdarzenia. Gdy mężczyzna dmuchnął w policyjny mobilny alkomat, na urządzeniu zabrakło skali. Miał ponad 4 promile alkoholu w organizmie.

Nietrzeźwi kierujący są ogromnym zagrożeniem dla nas wszystkich. Tylko w poniedziałek wrocławscy policjanci zatrzymali sześciu kierujących na podwójnym gazie. 34-latek będzie teraz musiał odpowiedzieć za popełnienie przestępstwa, jakim jest prowadzenie pojazdu w stanie nietrzeźwości. Grozić mu może kara nawet do dwóch lat pozbawienia wolności.

st. sierż. Dariusz Rajski