Dopiero przed 17 stycznia okaże się, czy po tej dacie czynne będą już m.in. muzea w całej Polsce. Wychodząc jednak naprzeciw zwiedzającycm, którzy często nie zdążyli zobaczyć wielu ciekawych ekspozycji Muzeum Narodowe zdecydowało się przedłużyć trzy z nich – dwie w gmachu głównym i jedną w Muzeum Etnograficznym. 

  • Korona ze skarbu średzkiego


„Skarb Średzki. Czasy wielkiej zarazy” (do 31.01.2021)

Tradycją Muzeum Narodowego było prezentowanie skarbu zawsze przed końcem roku. Tym razem pandemia pokrzyżowała planym, więc wystawę przedłużono do końca stycznia. 

Złote monety i biżuterię znaleziono w maju 1988 roku, na podmiejskim wysypisku w Środzie Śląskiej. Trafiły one tam wraz z ziemią i gruzem z prac rozbiórkowych na terenie Starego Miasta. Wiadomość o odkryciu przyciągnęła wkrótce poszukiwaczy amatorów i dotarła do służb archeologicznych.

W wyniku przeprowadzonej akcji odzyskano złote i srebrne przedmioty, które po scaleniu stworzyły unikatowej wartości zespół średniowiecznych klejnotów i monet. Miejsce i prawdopodobny czas ukrycia drogocennych przedmiotów i monet – przed połową XIV wieku oraz charakter klejnotów pozwalają przypuszczać, że stanowiły one bankowy depozyt zastawny, pochodzący ze skarbca Luksemburgów, z czasów panowania Karola IV.

Wiadomo, że władca ten zaciągał pożyczki u żydowskich bankierów w Środzie Śląskiej. Skarb przekazany został do zbiorów Muzeum Narodowego we Wrocławiu i po raz pierwszy pokazany tam w 1997 roku, następnie znalazł się, jako depozyt na ekspozycji w Środzie Śląskiej. Korona i inne zabytki były prezentowane na wystawach w Warszawie, Dreźnie, Valladolid, Brukseli, Berlinie i Pradze.

Najcenniejszą częścią Skarbu średzkiego jest korona, jej poszczególne segmenty zdobione są naprzemiennie trójlistnymi plakietami z barwną emalią i dużymi szafirami oraz mniejszymi granatami, akwamarynami, szmaragdami, spinelami, tektytami i perłami. Segmenty zwieńczone są figurami orłów trzymających w dziobach pierścienie i połączone szpilami, z których każda zakończona jest kwiatonem.

Korona ze Środy Śląskiej jest klejnotem kobiecym zamówionym z okazji ślubu, na co wskazuje motyw pierścieni – oznaka małżeńskiego zobowiązania i symbol dobrej wróżby. Prawdopodobnie jej ostatnią właścicielką była Blanka de Valois, pierwsza żona Karola IV, zmarła w 1348 roku, a więc niedługo przed domniemanym czasem ukrycia i utraty skarbu. Korona wykonana została w XIV wieku i jest jedyną istniejącą koroną tego rodzaju, a niezwykle wysoka jakoś pracy złotnika nadaje jej wyjątkową wartość.

Drugim pod względem wartości klejnotem jest kolista zapona, ozdobiona pośrodku kameą z chalcedonu, z przedstawieniem orła. Dookoła kamei oraz na zewnętrznym kręgu zapony umieszczone są szlachetne kamienie – granaty i szmaragdy. W kręgu zewnętrznym zachował się szafir oraz perły w wieńcach szmaragdów i granatów. Zapony tego typu służyły do spinania ceremonialnych płaszczy dworskich oraz szat koronacyjnych i liturgicznych.

Podtytuł prezentacji „Czasy wielkiej zarazy”  przenosi nas do XIV wieku i jest związany z historią ukrycia skarbu. We wrześniu 1347 r. dwanaście genueńskich statków handlowych płynących z Konstantynopola na Sycylię zawinęło do portu w Mesynie. Wkrótce po ich przybyciu odnotowano pierwsze zachorowania na przywleczoną z rejonu Morza Czarnego śmiertelną chorobę, dżumę dymieniczą. Zaraza nazwana „czarną śmiercią” lub „wielką plagą” ogarnęła w ciągu czterech lat obszar niemal całej Europy, zabijając trudną dziś do oszacowania liczbę jej mieszkańców. Populacja kontynentu zmniejszyła się o ponad jedną trzecią, a wiele opustoszałych miast nigdy nie odzyskało już dawnej świetności.

Nie znając natury choroby, widziano w niej karę za grzechy, sprawców zaś szukano wśród społeczności diaspory żydowskiej, którą oskarżano o trucicielstwo wymierzone przeciwko chrześcijanom. Masowe eksterminacje gmin żydowskich przetoczyły się przez Europę, sięgając także Śląska, choć przypadków dżumy tu nie odnotowano. Masowo ukrywano wówczas dobra i majątki, licząc na ich odzyskanie po ustaniu prześladowań. Wiele skarbów miało jednak pozostać ukrytych na wieki, a słynne znalezisko ze Środy Śląskiej jest jednym z najważniejszych tak zwanych skarbów czasu „czarnej śmierci”, jak podkreślają organizatorzy.

„Marek Oberländer i Jan Lebenstein. Totemiczny znak ludzkiej figury” (do 28.02.2021)

Świetnie przygotowana wystawa w Muzeum Narodowym (w gmachu głównym Muzeum Narodowego) to niepowtarzalna okazja, by nadrobić zaległości z powojennej polskiej sztuki. 

Obejrzymy 106 prac, w zdecydowanej większości Marka Oberländera (oraz 20 autorstwa Jana Lebensteina), wszystkie ze zbiorów Muzeum Narodowego we Wrocławiu, które posiada największy fragment spuścizny obydwu artystów. Zarówno wczesne dzieła Jana Lebensteina (wykonane na papierze milimetrowym), które po okazyjnej cenie udało się zakupić w 2014 roku, jak i te najbardziej reprezentatywne dla jego twórczości (łącznie 110). Dzieła Oberländera (dziś łącznie 194) trafiły do zbiorów w 1978 roku (tuż przed śmiercią podarował je artysta), zaś druga część dzięki wkładowi jego żony, Haliny Pfeffer-Oberländer, pierwowzoru legendarnej Kici-Koci z utworu Mirona Białoszewskiego.

W tytule wystawy „Marek Oberländer i Jan Lebenstein. Totemiczny znak figury ludzkiej” kuratorka Magdalena Szafkowska zwraca uwagę na określenie „totem” – znak, uproszczony symbol, jaki zastępuje rzeczywisty wizerunek, „odnosi się raczej do tego, co tkwi wewnątrz duszy, psychiki żywej istoty poddawanej silnym emocjom”.

Trudno o trafniejszy wspólny mianownik dla prac artystów, którzy, dotknięci wojenną traumą, najchętniej przedstawiali figury, sylwetki, a w ciągu minionych lat ich dzieła bywały niejednokrotnie porównywane (Marka Oberländera niesłusznie uznawano nawet przez pewien czas za plagiatora młodszego Jana Lebensteina). Dziś, kiedy wysokiej klasy sztuki Oberländera nikt już nie kwestionuje, pozostaje tylko przybliżyć go szerszej publiczności.

„Makatka wywrotowa” (do 31.01.2021 w Muzeum Etnograficznym)

Aż 70 makatek – dawnych i współczesnych – obejrzymy w Muzeum Etnograficznym. Tkanina zdobiąca kuchnię niegdyś kojarzyła się wyłącznie z hasłami błogosławieństw domu. Dziś hafciarki bardziej inspirują współczesne tematy – feminizm, homofobia, ale również po prostu wspomnienia, a nawet zasłyszane na placu zabaw rozmowy. Wystawa, której kuratorką jest Olga Budzan (sama także wyszywa) jest dowodem na to, że tradycja nie musi ograniczać, daje pole do popisu. 

Mimo że chętnie umieszczana na ścianach i układana na meblach makatka narodziła się w XVIII wieku i to w kręgu kultury mieszczańskiej, już w kolejnym stuleciu szybko stała się niezbędnym elementem wystroju robotniczych domów. – Prosty obraz i przesłanie miały charakter powszechny – tłumaczy Elżbieta Berendt, kierownik Muzeum Etnograficznego, w którym wystawę „Makatka wywrotowa” obejrzymy do 13 grudnia.

Makatki, jakie najlepiej kojarzymy, miały wyhaftowane hasła zakodowane dobrze w kulturze. – Ideowo zbliżone były do tzw. błogosławieństw domu – wyjaśnia Berendt i dodaje, że z prostym przesłanem i moralnymi wytycznymi makatka łatwo przeniknęła do współczesności i odnalazła drugie życie.

Dlatego przede wszystkim współcześnie wykonane makatki obejrzymy w Muzeum Etnograficznym, wykonane zarówno przez artystów z dyplomami ASP, jak i niezwykle utalentowanych amatorów, a w niektórych przypadkach dzieci, które trudną sztukę wyszywania traktują wyjątkowo serio.